Prof. Dudek: Straszenie nowym rozbiciem dzielnicowym kompromituje straszących
Czy nie ma Pan poczucia, że opozycja proponując zwiększenie roli samorządów ukradła Pana pomysł decentralizacji państwa, a nawet nieco go wypaczyła?
Antoni Dudek: Nie mam takiego poczucia. Faktycznie – to, co zaproponowano, to nie jest do końca nasz projekt, z drugiej strony – ważne, że ktoś ten temat w ogóle podjął. Polska stoi przed wielkimi wyzwaniami i problemami, z których na razie społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy. Ale z perspektywy nadchodzącej dekady nie da się utrzymać dotychczasowego modelu zarządzania państwem. Są tylko dwie drogi.
Jakie?
Jedna, to droga centralistyczna. I to rozwiązanie będzie chyba lansować obóz obecnej władzy. Jeśli – a wiele na to wskazuje – PiS utrzyma władzę po wyborach, wtedy spodziewać się możemy zmian w prawie o samorządzie terytorialnym, ograniczania jego kompetencji. Zobaczymy jak to będzie działało. Moim zdaniem nie będzie działało, będzie generować jedynie problemy. Wtedy górę weżmie trend odwrotny, czyli idący w stronę decentralizacji państwa.
I Pana koncepcję głosi dziś opozycja.
Ja do opozycji mam bardzo krytyczny stosunek. Szczególnie dotyczy to Platformy Obywatelskiej, którą uważam za formację skompromitowaną. Ale cóż mogę poradzić na to, że jej politykom pomysł decentralizacji się spodobał? Mogę mieć jedynie satysfakcję, że my zaczęliśmy o tym mówić jako pierwsi, a opozycja po czterech latach rządów PiS jedyne co ma do zaoferowania, to podczepianie się pod pomysły innych. Szansa na realizację tego pomysłu jest bliska zeru. Jednak dobrze, że ten temat trafił do przestrzeni publicznej, że jest przedmiotem dyskusji. Choć dziś PiS jest u szczytu popularności, a jego wizja Polski jest zupełnie inna.
No tak, ale projekt Zdecentralizowana Rzeczpospolita był inicjatywą naukowców o różnych poglądach. Przejęcie go przez opozycję sprawia, że staje się osią sporu. Niektórzy zwolennicy rządu mówią o rozbiciu dzielnicowym, czy nowych zaborach.
Projekt ogłosiliśmy w marcu, jego autorami byli ludzie o bardzo zróżnicowanym światopoglądzie. Od początku tylko jedna siła nie przejawiła nim zainteresowania – był nią PiS. Natomiast konferencję w Sejmie w tej sprawie organizowały na przykład PSL i Kukiz’15. A dziś wykorzystuje Platforma Obywatelska. Cóż mamy scenę polityczną podzieloną na formacje myślące centralistycznie i decentralistycznie. PiS myśli centralistycznie. I jego zwolennicy dziś straszą, że decentralizacja to nowe rozbicie dzielnicowe, bądź nowy rozbiór Polski. To kompromituje intelektualnie autorów tych porównań.
Dlaczego?
Bo rozbicie dzielnicowe miało miejsce w XIII wieku, a rozbiory w XVIII. Dziś mamy wiek XXI. Koncepcja i rola państwa od tamtego czasu diametralnie się zmieniła. To trochę tak, jakbym przyszedł do pana ze smartfonem, a pan mówił o XIX wiecznym telegrafie. To przyjęcie argumentacji z innej epoki. A ja chce poznać konkretne argumenty. Niech ktoś powie, że na przykład decentralizacja jest nieopłacalna ekonomicznie i przedstawi na to wyliczenia. Jeżeli ktoś uważa, że to nowe rozbicie dzielnicowe niech przedstawi dowody. Bo przecież my nie zaproponowaliśmy państwa federalnego, przeciwnie, podkreślamy potrzebę zachowania unitarnego charakteru państwa. Ale ze zwiększeniem roli samorządu terytorialnego. Komuś może się ta koncepcja nie podobać, ale ustrój państwa jest ważnym tematem, potrzeba dyskusji. PiS tę dyskusję odrzuca z prostej przyczyny – jego liderzy są przekonani, że rządzić będą zawsze. „Bo suweren ich popiera”. Pytanie tylko, jak długo będzie to trwało. Bo za kilka lat pojawią się poważne problemy. I PiS będzie musiał się z nimi zmierzyć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.